Ta strona wykorzystuje pliki Cookie w celach przystosowania serwisu do Twoich potrzeb m.in. zbierania statystyk, zapamiętywania ustawień lokalnych.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień cookies w Twojej przeglądarce oznacza, że będą one zapisywane w Twojej przeglądarce bądź innym urządzeniu obsługującym cookies.
BAd's (0)
online (1)
LastFm: Bryan Adams Group
Official YouTube Channel
Twitter: Bryan Adams
Facebook: Bryan Adams
Strona główna Zespół Mickey Curry

Mickey Curry

Imię i nazwisko: Michael Timothy Curry
W zespole: perkusista
Data urodzenia: 10 czerwca 1956 r.
Miejsce urodzenia: New Haven (USA, CT)
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: niebieskie
Stan cywilny: żonaty
Rodzeństwo: 6 braci
Ulubiony kolor: brązowy
Hobby: zabawa marionetkami
Muzyczni idole: nie ma
Współpracował z: Hall & Oates
Zanim poznał Bryana (przed 1981): pracował w kwiaciarni
W sobie lubi najbardziej: swoje buty
Nałogi, zwyczaje: występy z Keith'em

Mickey Curry ma w sobie to "coś".... czymkolwiek by to nie było, jakkolwiek by "tego" nie nazwać... finezją... perfekcją... mocą... dyscypliną... Mickey "to" właśnie w sobie ma i "to" wciąż utrzymuje go na pozycji bardzo pożądanego perkusisty sesyjnego i sprawia, że jest też świetnym perkusistą koncertowym. I co najważniejsze, tym swoim "czymś" wspomaga Bryana Adamsa.

Mickey urodził się w Connecticut, USA i, jak większość muzyków, zainteresował się perkusją, będąc w szkole średniej. "Dorastałem w Guilford, Connecticut. Zacząłem grać gdy miałem 11 lat. Mam 6 braci i każdy na czymś gra. Miałem swój zespół po szkole średniej, nazywał się The Scratch Band i jego członkiem był także G.E. Smith. Wtedy dawaliśmy pierwsze opłacalne koncerty, graliśmy w całej Nowej Anglii przez jakieś cztery czy pięć lat." Dalszy potok pracy na żywo, sesje reklamowe itd. pozwoliły Mickeyowi wkręcić się do zespołu w Nowym Yorku Tom Dickey & The Desires. Managerem zespołu był Tommy Mottola, który opiekował się również Hall and Oates. Gitarzysta G.E. Smith, kiedy kapela miała wchodzić do studia, by nagrywać płytę Private Eyes, zaproponował Mickeya na perkusję. Było to w roku 1981 i Mickey został z zespołem przez następne pięć lat. "W czasie kiedy robiłem Private Eyes, Bob Clearmountain zadzwonił do mnie i powiedział, że ma nagranie od tego kolesia z Kanady i że chce usłyszeć moją perkusję u niego na płycie. Tym albumem było You Want It, You Got It Bryana." Mickey wysłuchał więc demówki dzieciaka, który nazywał się Bryan Adams i zgodził się z całego serca na tą współpracę. "Wtedy byłem w trasie z G.E. (Smith), otwierając koncerty dla Squeeze, i robiłem próby z Hall and Oates w ramach Private Eyes we wrześniu, ale sprawy zaczęły się właśnie od tego momentu."

Ludzie kojarzą sukces Adamsa z Reckless, ale "przed Reckless było jeszcze parę albumów. Pierwszy album Bryan zrobił tylko z Jimem Vallencem - sami napisali muzykę i grali na większości instrumentów. Ja pojawiłem się na You Want It, You Got It w 1981 i od tamtej pory grałem na kolejnych albumach. You Want It, You Got It miało całkiem dobre wejście, Bryan koncertował, ale to dzięki Cuts Like a Knife pojawił się w USA. Niedługo potem wyszło Reckless i od Run To You zaczął się bieg od jednego hitu do następnego. Dwa poprzednie albumy przygotowały grunt, ale to dzięki Reckless Bryan tak naprawdę ugruntował swoją pozycję. W 1983 byłem w trasie z Hall and Oates i pomiędzy nagrywaniem z nimi i trasą byłem naprawdę zajęty. Bryan mógł być więc gotowy do wejścia do studio z nowym materiałem. Więc przyleciałem do Vancouver, zostałem tam i pracowałem w studio przez tydzień albo dwa i dopiero wtedy wróciłem do domu. Niestety nie mogłem pojechać w trasę z Bryanem, ale cały czas byliśmy w kontakcie telefonicznym ponieważ jesteśmy dobrymi kumplami, rozumiesz?"

Curry zawsze polegał na swoich umiejętnościach. Na początku swojej pasji do muzyki nie miał szczęścia znaleźć nauczyciela i nienawidził nacisku ze strony klasycznej muzyki, jaki panował w szkole. W ciągu czterech lat "uczył się" u ośmiu nauczycieli, w końcu jeden z nich dał mu wolną rękę. "Ned Tarrantino był moim pierwszym nauczycielem i facetem, który pokierował mnie ku perkusji. Uczyłem się z nauczycielami muzyki w szkole, ale to były po prostu najprostsze podstawy. A ja zawsze chciałem grać Led Zeppelin. To była ciężka sprawa, bo wiedziałem, że mógłbym usiąść za perkusją i próbować grać a ci faceci uczyli mnie rzeczy, o których sądziłem, że nigdy mi się nie przydadzą. Później dopiero zrozumiałem, że w istocie oni mi bardzo pomogli, ponieważ te podstawy były bardzo istotne. Wielu perkusistów, którzy nie mieli tak formalnego przeszkolenia jak ja, używają technik i nie są świadomi ich podstaw. Myślę, że to istotne dla młodych ludzi, którzy się uczą."

W ciągu wielu lat Mickey zbudował sobie niebywale mocną reputacją bardzo pożądanego muzyka sesyjnego. Mickey twierdzi, że to kwestia charakteru i wpływów ze wczesnych lat młodości. "Kiedy byłem w The Scratch Band pracowaliśmy dla studio w Connecticut. Miałem jakieś 17 lub 18 lat. Przebywałem w studio cały czas i czułem się tam bardzo dobrze. Naprawdę mi się to spodobało." Studio zobowiązuje do systematycznej pracy nad dźwiękiem, do mozolnego wyszukiwania niedoskonałości i do poprawiania ich. Mickey twierdzi, że być może "to było trudne dla mnie dlatego, że byłem jeszcze dzieciakiem. Cały czas myślałem, że tak, wszystko fajnie, ale wciąż nie mogę dać czadu na mojej perkusji... to mnie trochę paliło. Ale dzięki temu stajesz się zdyscyplinowany i uczysz się powściągliwości. Teraz to stało się moją drugą naturą... być może dlatego ludzie do mnie dzwonią. Potrafię im dać to, co chcą usłyszeć. Uwielbiam rozmaite style grania więc może to też ich do mnie ciągnie. Dajesz zespołowi to, co pasuje do jego stylu, rozumiesz? Jesteś na czas... pracujesz wokół wokalu... i próbujesz im dać rzeczy, które chcą usłyszeć... wchodzisz w to całkowicie... i cieszysz się tym... i większą ilość czasu dzielisz swoją przyjemność z artystą, który jest tak samo szczęśliwy z wyników twojej pracy lub z kapelą, której starasz się podpasować."

Różnorodność trzyma się Mickeya, pracował przecież przy heavy rocku jak The Cult czy Alice Cooper i przy Carly Simon czy Cher. Mickey, zapytany o to, co powoduje, że przy każdej okazji jest dobry, odpowiada : "Kocham robić muzykę i myślę, że to widać. Kocham pracować przy różnych rodzajach... Nie znoszę używać słowa Styl... ale wszystko to rzeczywiście to inne style gry. I ja naprawdę cieszę się tym. Nie znoszę wrażenia, że jestem umieszczony w jakiejś kategorii. Jeśli mam sposób na zagranie czegoś... gram to. To takie kuszące. Kocham R&B... to czuję i daje mi to ostrość, rozumiesz? To całe mnóstwo grania, które lubię. Ale, z drugiej strony, kocham wszystkie albumy, które nagrałem z Bryanem. W studiu jest coś między Cleramountainem, Bryanem i mną, co jest wspaniałe. To jest coś jakby kombinacja ognia, który Bryan ma w sobie, ale pod naszymi tyłkamiJJ... Clearmountain sprawia, że dźwięk perkusji brzmi zadziwiająco... no i ja, pijący tyle kawy, ile mi trzeba, by być świadomym i robić swoją robotę tak jak należy. Nie potrafiłbym wybrać żadnego jednego pola dla mojego muzycznego działania."

Mickey współpracował z wieloma artystami, którzy bardzo cenili sobie jego udział w sesjach nagraniowych i bardzo zabiegali o jego dźwięk. Wspomnienie o Los Lobos "La Bamba" wywołuje u Mickeya wspomnienia: "Robiłem próby z Bryanem w Vancouver w ramach trasy Into the fire a Mitchell Froom próbował mnie znaleźć. Oddzwoniłem do niego a on zapytał czy mogę przylecieć do Los Angeles, ponieważ bardzo potrzebuje mnie na godzinę. Odpowiedziałem, że jeśli naprawdę potrzebuje mnie tylko na godzinę to mogę przyjechać. Poleciałem następnego dnia, byłem w studio już koło 14:00. Zrobiliśmy dwa podejścia do kawałka, ale powiedziałem Mitchellowi, że nic z tego nie wyjdzie, bo nie mam czasu. A on na to, że to będzie działać, żebym został jeszcze na 5 min abyśmy mogli wszystko zmiksować. W Vancouver byłem z powrotem koło 18:00."

Technika gry i dyspozycyjność są ważne, ale Mickey ma też bardzo potrzebne wyczucie "Grałem na płycie Toma Waitsa i w jednym z kawałków nie potrafił on tak naprawdę powiedzieć jaka ma być perkusja, więc opisał to wszystko kolorami... że to jest coś jakby zieleń, a tam powinna być czerwień... i że w środku chce mieć brąz. To było niewiarygodne. Ale wiesz co? Złapałem to o co mu chodziło. Nie wiem jak, bo naprawdę tego nie rozumiałem do końca, ale mój pomysł mu się spodobał. Nie uważam, że ten kawałek ma świetną perkusję, ale opisanie dźwięku jest rzeczą bardzo trudną."

Mickey ma wielu ulubionych wykonawców, ale zapytany o najlepszy okres w muzyce wskazuje lata 60. Poza tym Mickey kocha "Danny Seraphine z Chicago. Zawsze czekam z niecierpliwością na nowy singiel, kupuję co się da i staram się zapamiętać kawałki. Kupuję albumy Chicago, siadam w domu i pracuję z tymi kawałkami. Co za wspaniały perkusista... on prawdopodobnie miał na mnie największy wpływ. Lubię również Bonham, był cool. Ginger Baker był także cool. Z najnowszych muzyków rockowych lubię Bobby Rock of Nelson. Ten facet, który gra dla dla Saraya... Chuck Bonfante... i Michael Cartellone (Damn Yankees). Uderzył mnie też jazzJ... więc wpadłem w Buddy Rich... Max Roach... Billy Cobham... Dobry muzyk jest dobrym muzykiem. Nie ma znaczenia jaki typ muzyki gra. Każdy ma w sobie coś, co czyni, że to co robi jest wyjątkowe. Na przykład... zawsze myślałem, że Bill Bruford z Yes jest tym zadziwiającym muzykiem z zadziwiającą techniką a ten styl, w którym on gra jest po prostu fenomenalny... no więc, wracam sobie samolotem z Japonii, rozglądam się w około a tam siedzi sobie Bruford. Podchodzi do mnie, mówi cześć i mówi, że był na wczorajszym koncercie. Pomyślałem sobie, o cholera... wiesz o co chodziJJ... a on w tym momencie mówi, że naprawdę podoba mu się sposób w jaki gram... i że koncert był świetny. Nie dowierzam w to, co słyszę, a on na to, że jak najbardziej robię kawał świetnej roboty. Myślał, że gram w jakiś prostszy sposób, ale powiedział, że odkrył w mojej grze o wiele, wiele więcej. To był naprawdę bardzo miły komplement. Gość taki jak on zauważył to co robię i jak to robię. Myślę, że to pokazuje, że niezależnie od tego czy grasz w sposób prosty czy bardziej złożony... dobre, solidne granie jest sprawą najważniejszą. I to jest właśnie to, co próbuję robić."

Mickey Curry czuje dług wdzięczności wobec takich perkusistów jak Bernard Purdie, John Bonham i Marvin Gaye - "Zawsze chyliłem czoła facetom, takim jak on, facetom, którzy naprawdę czują o co chodzi. Nagrania Kinga Curtisa i Arethy Franklin... Wszyscy ci soulowi perkusiści... sposób, w jaki czują i sposób, w jaki wyrażają uczucia swoją grą. Albo John Bonham w cięższym graniu, w rock'n'rollu... on czuł kawałki w fenomenalny sposób! Myślę, że najwcześniej wpływ miał na mnie Ringo. Pamiętam, że miałem jakieś 7 lat gdy The Beatles mieli swój hit w USA. To był rok 1963 i pomyślałem wtedy: Boże, to jest właśnie to!!! Kochałem muzykę The Beatles, otworzyła mi oczy, zacząłem grać. Miałem w szkole nauczyciela, który powiedział mi, że nie powinienem przestać, bo uważał, że byłem naprawdę niezły, ale ja w sumie nigdy nie ćwiczyłem. Jedynym sposobem, w jaki się uczyłem, było nakładanie słuchawek na uszy i granie moich ulubionych płyt. Moimi bohaterami stali się Jim Gordon, Jim Keltner, Jeff Porcaro, Bernard Purdie... Kiedyś zarzuciłem sobie troche zupełnie innych płyt i zacząłem słuchać tego, co oni grali. Naprawdę w to wpadłem i próbowałem podążać ich ścieżką. Więc teraz próbuje być jak moi bohaterzy John Bonham, Ginger Baker, Gerry Conway, który grał na paru albumach Cata Stevensa. Odkryłem, że grali z nim live przez długi czas tacy muzycy jak Richard Thompson... słuchałem tych płyt i myślałem: co ja tu robię? Dlaczego nie masz Gerry Conwaya? Miałem także Barryego Morgana na płycie u Eltona Johna. Oni wszyscy są wspaniałymi muzykami."

Mickey lubi wspominać sesje nagraniowe, szczególnie te, "kiedy ludzie mówią mi żebym po prostu grał to, co uważam, że jest dobre. Później słucham tego, co zagrałem i zdaję sobie sprawę, że to faktycznie było dobre. To super, kiedy rzeczy idą tak jak powinny. Poszczególne części są prawidłowe, dźwięk jest prawidłowy, podkład jest dobry i wszystko pracuje na korzyść piosenki i piosenkarza. Kiedy wszyscy są zadowoleni, szczęśliwi i nastawieni pozytywnie to naprawdę wspaniałe uczucie. Staram się zatrzymać w sobie te uczucia tak długo jak to możliwe, bo gdy zaczyna robić się ciężej, to masz po prostu ochotę wszystko rzucić i iść do domu. Musisz trzymać sprawy dobrze i być radosnym. Ja wiem, że to brzmi banalnie i bardzo dziecinnie, ale taka jest prawda." "Praca nad albumem Alice Cooper Hey Stoopid miała w sobie coś takiego. Każdy kawałek był nagrany już w drugim podejściu. Nagrywałem swoją partię, wchodziliśmy do pokoju kontrolnego... i siedzieliśmy wszyscy razem, patrząc jak Alice parodiuje Jerryego LewisaJJ mieliśmy naprawdę niesamowitą imprezę... naprawdę kupę śmiechu. Alice wszystkich rozśmieszał a praca z producentem Peterem Collinsem była świetna. Myślę, że podczas sesji to jest naprawdę istotne... utrzymywać pozytywny nastrój i śmiech na poziomie tak wysokim jak tylko to możliwe."

Dobra atmosfera, ochota do pracy i powalające efekty, wszystko "to zależy gdzie jesteś i z kim pracujesz... jeśli coś cię wkurza. Myślę, że ja potrafię się opanować... nie jestem solistą. Choć myślę, że, gdybym się zebrał w sobie, to może jakoś bym sobie poradził... myślę, że nie ma nic takiego do zagrania, co nie było by słyszane wcześniej. Solówki... szczególnie solówki od muzyka takiego jak ja... mogłyby być nudne. Jestem o wiele lepszy i lepiej się czuję z zespołem."

To, jak dobrze czuje się z zespołem, widać szczególnie dobrze podczas koncertów z Bryanem "O tak, uwielbiam koncertować. Jednym z powodów, dla których to robię, pomijając fakt, że kocham grać muzykę Bryana - to moje ulubione zajęcie - to swędzi mnie do wyjazdu na koncerty. Naprawdę brakuje mi grania live, kontaktu z publicznością i tej niesamowitej energii, która w Ciebie wstępuje. Koncertowałem bardzo intensywnie, pięć czy sześć lat i dopiero wziąłem rok wolnego. Przez ten rok pracowałem w studio, przez cały czas miałem uczucie, że czegoś mi brakuje i wpadłem na to, że po prostu znowu chce grać koncerty! Więc postanowiłem pogadać z Bryanem, żebyśmy zrobili trasę, i jest świetnie, mamy niesamowitą frajdę, szczególnie w Europie, gdzie publiczność jest fantastyczna."

Jednak zdarzają się też wpadki "Każdy ma raz na jakiś czas wieczór, kiedy nic nie idzie tak jak trzeba. Zapominasz co grasz albo pieprzy ci się kolejność kawałków. Moim pechem było to, że rozwalił mi się stołek, spadłem za perkusje i musiałem kończyć piosenkę na stojąco."

"Właściwie podczas trasy czuje się zdrowiej niż kiedy jestem w domu. Kiedy jestem w domu, wszystko co robię jest związane z jedzeniem, po prostu leżę i jem. A kiedy wracasz do koncertowania musisz dbać o siebie i być sprawnym. Ludzie mają błędne wyobrażenie o muzykach, że prowadzą oni szalone życie, że się upijają, cały czas maja odlot, szaleją na całonocnych imprezach, a to nie jest tak. Co wieczór przez dwie godziny masz do zrobienia coś, co do ciebie należy - to kawał ciężkiej roboty."

Mickey stosuje różne techniki grania. Kiedy koncertuje z Adamsem używa zupełnie innych chwytów niż podczas pracy w studio, ale od wielu lat jest wierny zestawowi Yamacha. "Używałem podwójnego pedału w nagraniach Alice Cooper. Z Bryanem chodzi też o sprawy wizualne. Dzieciaki nie chcą widzieć na scenie tylko zespołu, oni chcą show a ja muszę grać trochę mocniej i na większym sprzęcie. Nie wykorzystuję z Bryanem całej jego mocy, ale fajnie mieć taki zestaw przed sobą. To po prostu jakaś odmiana i daje ci olbrzymie możliwości dźwięku. To wielka radocha grać na czymś takim. Zacząłem koncertować z Bryanem w 1987 i mój extra czas spędzałem, pracując nad kawałkami tak by dodać im jakieś ozdobniki. Bryan nie jest wielkim fanem stosowania podwójnego zestawu. Jego muzyka nie usprawiedliwia takiego podejścia, ale to wielka frajda pracować nad tym."

"W sumie kiedy gram nie eksperymentuję. Nie rzucam się na te technicznie fajne rzeczy, ponieważ boję się, że coś schrzanię i nie będzie to działało. Wiec mam tendencję do robienia rzeczy w stosunku do których mam pewność, że zadziałają. Ale znowu, wszystko zależy od tego z kim pracuję. Niektórzy wręcz popychają mnie do zrobienia rzeczy, na które sam bym się nie odważył." Mickey twierdzi, że taki właśnie jest Bryan, że definitywnie skłania go do niektórych rozwiązań. "Bryan chce absolutnie wszystko, co najlepsze z tego co mogę mu dać. Kiedy kończę z Bryanem jakiś projekt jestem absolutnie zdziwiony rzeczami, które ze mnie wyciągnął. On sprawia, że gram w taki sposób, o którym w życiu nie pomyślałbym, że potrafię tak zagrać. Słucham tego co nagrałem i myślę...: wow, to naprawdę ja tak gram? Bryan wie, jak wiele może ze mnie wydobyć."

Mickey mówi, że jego ulubiona sesja z Bryanem, zresztą nie tylko z Bryanem, to rok 1987 i praca nad albumem Into the fire "Po prostu uważam, że zagrałem na tym albumie lepiej. Uważam, że kawałki z tej płyty najbardziej pasowały do tego, co lubię grać i do mojego wyobrażenia o dźwięku. Nagrywaliśmy je w domu Bryana, perkusja stała w jadalni. Bob Clearmountain wszystko nadzorował. Bryan miał po prostu swoje studio i to było jakbyśmy wszyscy dostali nowe zabawki. Całe środowisko było po prostu nowe więc pomysły też były świeże i zagraliśmy świeżo. Było w tym wszystkim mnóstwo energii i wszystko zmierzało ku temu by nagrać naprawdę dobrą płytę."

Mickey tłumaczy, że płyta była składana live z gitarą, basem, i klawiszami w salonie. "Ja siedziałem w jadalni, ale pomiędzy jadalnią i salonem były duże drzwi więc widzieliśmy się wzajemnie. Bob był na dole w piwnicy, gdzie była kontrolka, ale mieliśmy kamery i ekrany więc mogliśmy się wszyscy widzieć."

"Na tej płycie jest kawałek Victim Of Love, który jest naprawdę świetnym numerem dla perkusisty. Poskładaliśmy razem koniec tego kawałka ponieważ chcieliśmy olbrzymi moment perkusji, który by się zacierał. Zamiast mnie, grającego miliony różnych końcówek, zrobiliśmy wiązkę różnych uderzeń perkusji i wcisnęliśmy je tam. Słuchałem tej całości, wróciłem do początku i jeszcze to wszystko naprawialiśmy. Tak więc końcówka tego kawałka jest po prostu składanką różnych uderzeń. Przywykłem po prostu grać ten kawałek od początku do końca i załatwiać te miejsca, z którymi jest coś nie tak. Ale przy tym kawałku zrobiliśmy to od początku do końca, co było naszym pomysłem."

Jednak Mickey zaznacza, że już na płycie Waking Up The Neighbors sprawa wyglądała inaczej "Nie grałem na Waking Up The Neighbors. Na perkusji był "Mutt" Lange. To co on zrobił to było połączenie różnych próbek, aranżacji, wariacji i dźwięków, które wcześniej zagrałem ja. Ale w większości wszystkim zajął się Mutt i Bryan. Ja wszedłem dużo później i jedyną fizyczną rzeczą jaką zrobiłem było nagranie cymbałów, bo z syntezatora brzmiały beznadziejnie. Ale tak naprawdę niewiele tego było. Ja grałem jakiś miesiąc wcześniej w jakichś podstawowych przymiarkach i wykorzystano z tego jakieś fragmenty, które były dobre. Ale 99% zajął się Mutt."

Które kawałki najlepiej reprezentują sposób grania Mickeya? "Prawdopodobnie jakieś rzeczy od Richarda Thompsona aczkolwiek nie pamiętam konkretnych przykładów. Czuję, że piosenka Fire Woman Cult's Sonic Temple była dobrym kawałkiem na perkusję. To był prawdziwy, prosty kawałek. Masę rzeczy, które gram i które wydają się być ok. są zazwyczaj pierwszego prostego dobrego pomysłu. Somebody jest takim kawałkiem, podobnie jak It's Only Love."

Nieważne jak dobrze spisał się Mickey, bo on zawsze słyszy "jakieś słabe momenty w niektórych kawałkach albo miejscach, w które wątpiłem. Słyszę kawałek w radio i myślę: cholera, zmieniłbym to i to. Słyszysz tę piosenkę w paru barach i może oddźwięk jest kiepski. Albo nikt więcej nie słyszy tego co ty. A oczywiste jest, ze nie nagrywasz płyty dla siebie, nagrywasz ja dla kogoś innego. A jeśli kawałek jest w porządku dla niego, to powinien być też w porządku dla ciebie."

"Nie jestem osoba pewną siebie. Mam tendencję do usuwania się w cień w przypadku podejścia do nowych kawałków, nowych muzyków czy nowych miejsc, w których gram. A ponieważ co noc gramy zupełnie gdzie indziej mam tendencję do ostrożnego grania. Jestem ostatnim facetem na świecie, który mógłby grać solo, nie mam zbyt wielu możliwości technicznych by to robić. Nawet w mojej młodości miałem inne podejście do gry - siedziałem i pozwalałem gitarzyście robić solówki. Wolę raczej zagrać mniej niż więcej i nawet wtedy gdy nastąpię komuś na palec u nogi mówię sobie - usiądź gdzieś z boku i niech się dzieje co ma być. Ale zawsze daję z siebie wszystko co tylko mogę najlepszego."

Cały długi okres pracy w studiu, koncertowanie z Adamsem..."jest milion powodów dla których powinienem to rzucić i oczywiście milion takich, dla których powinienem zostać. Jednym z powodów, dla których wciąż gram, jest to, że z Bryanem jest mi po prostu dobrze. Nie muszę sobie niczego przypominać. Nie muszę aklimatyzować się w nowym środowisku i nie znajduję się w dziwnych sytuacjach. Kwestią jest tylko nauka nowych piosenek, a to nie jest trudne. Mogę wyjść na scenę i grać piosenki, które wiem jak grać."

Mickey przyznaje, że granie co wieczór tych samych kawałków może być monotonne, ale mówi, że "kiedy jesteś tam na scenie przed wszystkimi tymi ludźmi, nie możesz nie mieć z tego radości."

A czy Mickey ma może jakieś plany dotyczące solowego projektu? "uhh... może i jest coś, o czym trochę myślę, ale i tak do tego nie dążę. Nie wiem jak miałbym podejść do solowego projektu, myślę, że to mogłoby być coś w stylu instrumentalnym. Jeśli kiedykolwiek będę robić własny album, to zadzwonię do wszystkich moich przyjaciół, rozumiesz o czym mówię?" Noo, myśląc o tych, z którymi Mickey pracował w ciągu swojej kariery i z którymi się przyjaźni to solowy album Mickeya byłby całkiem do rzeczy. "Pracowałem nad ostatnim albumem Steve Winwooda, grałem z Tiną Turner i z Carly Simon, Steve Jones i Andy Taylori i z Roy Orbison, grałem z nim niedawno...uhhh, staram się przypomnieć sobie jakieś inne wielkie nazwiska... grałem z tak wieloma artystami, że ciężko mi spamiętać wszystkie sesje. Zrobiłem kawał dobrej roboty, nagrałem wiele moich ulubionych kawałków z kapelami, o których być może nawet nigdy nie słyszałeś. Zrobiłem parę numerów z kanadyjskim zespołem metalowym Helix i grałem w kawałku Toma Waitsa Downtown Train z jego albumu Rain Dogs... uczestniczyłem w bardzo wielu projektach w ostatnich kilku latach. Ludzie dzwonią i pytają czy mogę z nimi popracować. I co mam powiedzieć... że nie mogę, bo koszę swój trawnik?"

Prywatnie znakiem rozpoznawczym Mickeya jest jego nieprzeciętne poczucie humoru, które jest wzmacniane przez jego uwielbienie dla komedii i najbardziej dziwaczne uwielbienie dla Mr. Eda.

Autor: Aga
Bryan Adams is a trade mark of Adams Communications Inc. www.bryanadams.pl is the property of Adams Communications and is used under license courtesy of Adams Communications.